Szpital, Szpital.. Brr jak ja nie cierpię szpitali, szaro, buro i ponuro… Rzekłabym jakiś czas temu. 🙂
Na szczęście jest takie magiczne miejsce jak Szpital w Brzezinach, gdzie dzieje się magia i nawet wenflon nie był mi straszny 😉
Ale żeby nie było tak słodko, zabieg to zabieg i stresik był… 😉
Jadąc na wyjęcie Czesława miałam ogromnego stracha co to będzie i czy zostanę dopuszczona do zabiegu (byłam po tygodniu antybiotyku z zakażeniem migdałów i trzech dniach musów za sobą) za słodko to ja się nie czułam.
Trochę obawiałam się, że w ostatniej chwili zostanę poinformowana o braku możliwości przeprowadzenia zabiegu… Na szczęście po przyjęciu do szpitala i standardowym sprawdzeniu wagi przyszedł Pan Doktor i Iza i trochę się rozluźniłam.
Pan Doktor to człowiek do którego mam ogromny szacunek i jego fachowość nie podlega dyskusji, ale poza tym jest przemiłym człowiekiem, który pomimo tego, że potrafi być konkretny to jego cieple słowo zawsze jest w stanie mnie uspokoić i rozbawić kiedy trzeba. 😉
Iza też dołożyła swój uśmiech i życzliwość i pacjentka była już w pełni rozluźniona 🙂
Poza pobieraniem krwi i głodem było to bardzo miłe popołudnie, plotki z Agatą, uśmiechnięte Panie pielęgniarki którym ogromnie dziękuję za fachowe wkłucie się w żyłki, a musicie wiedzieć, że jestem bardziej wrażliwa i przejęta czynnościami medycznymi niż mój 7 letni synek, więc dla Pań wielkie brawa i ukłony. ;))
Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, cały ten szalony tydzień przed wyjęciem Czesia był niczym w porównaniu do tego dnia kiedy go wyjmowano. Co tam zabieg, co tam znieczulenie i igły kiedy ja o 18 miałam RANDKĘ! 😀 Tak, tak, pewien jegomość postanowił uratować księżniczkę z opresji i zabrać ją do domu, nakarmić budyniem i zrobić miętkę 🙂
Stres zaczął się dla mnie w momencie przewiezienia na salę – pierwszy raz zobaczyłam blok operacyjny, dużo ludzi wokoło, światło i sprzęty medyczne. Zrobiło to to na mnie ogromne wrażenie, jednak chwilę przed zabiegiem jak zwykle dowcip Pana Doktora sprawił, że się uśmiechnęłam i już było spokojniej. 😉
Przemiła Pani anestezjolog dała mi super znieczulenie. Maska tlenowa to jest to 😀
Moje pierwsze pytanie na sali wybudzeń, które wywołało perliste uśmiechy na twarzach Pań Pielęgniarek- która godzina bo ja o 18 mam randkę. :)) To był znak, że wszystko ze mną ok i rzeczywiście od momentu przebudzenia się, przez moment chwilowej senności minęła godzinka może odrobinę więcej a ja byłam w pełni świadoma. Po dwóch godzinach byłam na nogach pijąc powoli wodę zgodnie z zaleceniami Pani Doktor.
Tak naprawdę poza dyskomfortem w gardle przy przełykaniu nie było mi absolutnie nic i cieszę się, że mam to wyjęcie Czesia nareszcie za sobą , mogę znów jeść razowe pieczywo i nie czuję uczucia ciężkości które niestety miałam przy balonie. Nie ma też innych dolegliwości typu odbijanie kiedy za szybko jem,- jednym słowem nawyki zostają, kilogramy mają odejść. 😉
Ja nie wiem ile razy będę jeszcze dziękowała Panu Doktorowi i Izie za tę cudowną przygodę i szansę na lepsze życie! Choć teraz już nie BaloNowe, ale stanowczo NOWE. 😉 Czesia zawsze będę wspominała jako trampolinę, która sprawiła, że mam nadzieję poszybować jeszcze dalej 🙂
A randka była cudowna. <3
Buziaki dla Was,
Ania